Reżyseria: Wojciech Smarzowski
Scenariusz: Wojciech Smarzowski
Zdjęcia: Piotr Sobociński jr.
Muzyka: Mikołaj Trzaska
Zdjęcia: Piotr Sobociński jr.
Muzyka: Mikołaj Trzaska
Premiera: 07 października 2016 r. (Polska) / 23 września 2016 (Świat)
Obsada: Michalina Łabacz, Arkadiusz Jakubik, Wasyl Wasylik, Adrian Zaremba, Lech Dyblik, Jacek Braciak, Izabela Kuna, Jarosław Gruda, Tomasz Sapryk, Ireneusz Czop, Janusz Chabior
Produkcja: Polska
Czas trwania: 2 godz. 30 min.
Ocena: 10/10
Starsze:
Czas trwania: 2 godz. 30 min.
Ocena: 10/10
Reżyser, którego filmowym znakiem jest siekiera, przedstawił w październiku szerokiej publiczności swoje najnowsze dzieło: Wołyń. Cała niemal filmografia Smarzowskiego to obrazy, których oglądanie nie przychodzi łatwo. To nie jest na ogół przyjemny czas, ale na pewno nie jest to czas stracony. Genialne: Wesele (2004), Dom zły (2009), Róża (2011), a także trzymające wysoki poziom - Drogówka (2013) i Pod mocnym aniołem (2014), pozwalają mówić, że mamy do czynienia z twórcą wybitnym. Smarzowski po prostu nie zrobił, jak do tej pory słabego, ba! średniego nawet, kinowego filmu. Polecam również - jest do obejrzenia w sieci - wyreżyserowany przez niego teatr telewizji zatytułowany Kuracja z 2001 roku.
Najnowszym swoim filmem Smarzowski oddaje hołd ofiarom rzezi jaka miała miejsce na Wołyniu w latach 1943-1944. Akcja filmu rozpoczyna się wiosną 1939 roku w wiosce zamieszkałej przez Ukraińców, Polaków i Żydów. Otwierająca scena, gdzie poznajemy większość bohaterów opowieści, to wesele Ukraińca i Polki. Mieszkańcy, sąsiedzi, bliscy sobie ludzie bawią się wspólnie i pozują razem do zbiorowego zdjęcia. Główna bohaterka Zosia, grana fenomenalnie przez Michalinę Łabacz (nagroda za debiut w Gdyni), to 17 letnia dziewczyna, siostra panny młodej, zakochana na zabój w Ukraińcu Petro. Podczas zabawy rodzice oznajmiają jej, że wyjdzie za mąż, za dużo starszego od niej wdowca z dwojgiem dzieci, miejscowego sołtysa (świetny jak zawsze Arkadiusz Jakubik). W tej weselnej scenie reżyser zapoznał nas z lokalnymi obyczajami i folklorem, ale przede wszystkim również z klimatem panującym na przedwojennym Wołyniu, ukazując społeczno-kulturowy tygiel, w którym dojrzewa nacjonalizm ukraiński. Na razie powoli. Zaczyna się jak zawsze od słów. Ukraińcy podburzani przez członków OUN i UPA drastycznie rozprawiają się w końcu z polskimi sąsiadami. Wcześniej pokazana jest jeszcze szczątkowo kampania wrześniowa (nie wypadło tekturowo, jest nieźle), następnie okupacja sowiecka i agresja niemiecka na ZSRR. Mamy zatem w jednym miejscu 5 nacji, które niekoniecznie są do siebie pokojowo nastawione. Chore ideologie - komunizm, nazizm, skrajne nacjonalizmy. Smarzowski pokazuje te wszystkie pogmatwane relacje, jak zmieniające się otoczenie i klimat ideologiczny powoduje powolną, a czasem przyspieszoną metamorfozę ludzi. Reżyser nie ocenia i nie poucza - po prostu obserwuje. Widz sam wyciągnie wnioski. Choć, zapewne z obawy przed manipulacjami i krzywymi interpretacjami, wyraźnie zaznacza w wywiadach, których z okazji premiery udzielał, że nie zrobił filmu przeciw Ukraińcom. Zrobił ewidentnie film przeciw skrajnemu nacjonalizmowi. Film jest nakręcony w typowym dla Smarzowskiego, bardzo naturalistycznym stylu. Jest krwawo i bardzo brutalnie. Z racji opowiadanej historii nie są to jednak bezsensownie nagromadzone drastyczne sceny. Żeby zrozumieć do czego wówczas doszło, to musiało być tak sfilmowane. Historycy do dziś spierają się jaką wartość osiągnęła liczba ofiar (rozbieżność od 50 tys. do 100 tys.). Zamordowani głównie byli Polacy. Ginęli także Żydzi, Rosjanie, Ormianie oraz Ukraińcy, zapewne ci, którzy nie popierali tej rzezi. Smarzowski pokazuje, tych którzy mieli wątpliwości, bądź sygnalizuje w niektórych scenach, że są tacy, co biorą udział w mordowaniu ze strachu przed gniewem oprawców. Oczywiście przy zachowaniu proporcji jakie miały zapewne miejsce w rzeczywistości (są także zaznaczone akcje odwetowe - historycznie mówi się o ok. 3 tysiącach ofiar po stronie Ukraińców). W tym wszystkim bohaterka - Zosia przechodzi swoją osobistą tragedię. Walczy o przetrwanie swoje i dziecka. Nie ujawniam więcej, tyle o treści - resztę polecam osobiście zobaczyć, najlepiej w kinie. To może być wielki sukces frekwencyjny - w weekend otwarcia 250 tys. widzów. To moim zdaniem (i co najważniejsze - zdaniem uznanych krytyków filmowych) wielki obraz, jak napisałem wcześniej: hołd złożony ofiarom. Sam tytuł sugeruje na co położony jest nacisk (pierwotnie podobno miał brzmieć Nienawiść). To pierwszy film poruszający ten temat. Oby wywołał on rzeczową dyskusję i doprowadził w końcu do powstania komisji, złożonej z historyków polskich i ukraińskich, którzy dojdą do jakiegoś wspólnego stanowiska. Do tej pory to się nie udało. Powstał film przeciw dominacji symboli, emblematów i religii. Przeciw narzucaniu swojego światopoglądu innym. Zaczyna się zawsze od słów. Banał, ale uświadamia, że kruche życie ludzkie jest ważniejsze niż te cholerne ideologiczne bzdety. Może się kiedyś opamiętamy.
Warsztatowo filmowi nie można nic zarzucić. Smarzowski nadal w wielkiej formie. Pojawia się oczywiście siekiera (nie raz, oj nie raz), są ulubieni aktorzy reżysera - Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak, Lech Dyblik. Genialnie zaznaczyli się moim zdaniem w epizodach Tomasz Sapryk (tragiczna postać miejscowego Żyda) i Janusz Chabior (katolicki ksiądz). Świetne zdjęcia Sobocińskiego (Róża, Drogówka, Bogowie) i zsynchronizowana z obrazem, przejmująca momentami, muzyka Trzaski (5 filmów razem) nadają Wołyniowi kształt dzieła kompletnego. Biorąc dodatkowo tematykę i wydźwięk filmu, dla mnie to absolutnie Wielkie Kino. Nie można powiedzieć, że wybitny reżyser Andrzej Wajda nie ma następców.
Złowrogo brzmi tylko przysłowie, że historia lubi się powtarzać...
Złowrogo brzmi tylko przysłowie, że historia lubi się powtarzać...
Smarzowski kończy film tradycyjnie odjazdem kamery w górę, po onirycznej, symbolicznej scenie końcowej. Czy daje ona nadzieję? Obejrzyjcie i odpowiedzcie sobie sami na to pytanie. Po raz trzeci byłem świadkiem zupełnej ciszy w kinie. Do tej pory wcześniej miało to miejsce na Synu Szawła i Ostatniej rodzinie (obydwa z tego roku). To też wymowne podsumowanie.
P.S. Moim zdaniem film powinien wygrać tegoroczny konkurs w Gdyni. Nie umniejszam filmu o Beksińskich, to świetne kino. Zostawiłbym nagrody dla Andrzeja Seweryna i Aleksandry Koniecznej, ale dla mnie filmem roku jest Wołyń i tak już chyba zostanie. Ponadto należy pamiętać, że to wizja autorska reżysera, nie dokument. Zatem małe zarzuty jakie się pojawiają, że nie było np. w rzeczywistości święcenia przez popów kos i siekier, należy raczej odrzucić. To po prostu kolejna symboliczna scena.
Zwiastuny:
Starsze:
Koniecznie muszę zobaczyć, koniecznie.
OdpowiedzUsuń