Reżyseria: Mel Gibson
Scenariusz: Robert Schenkkan, Andrew Knight
Zdjęcia: Simon Duggan
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Zdjęcia: Simon Duggan
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Premiera: 04 listopada 2016 r.
Obsada: Andrew Garfield, Sam Worthington, Luke Bracey, Teresa Palmer, Hugo Weaving, Vince Vaughn
Obsada: Andrew Garfield, Sam Worthington, Luke Bracey, Teresa Palmer, Hugo Weaving, Vince Vaughn
Produkcja: Polska
Czas trwania: 2 godz. 11 min.
Ocena: 5/10
Po dziesięciu latach Mel Gibson znów reżyseruje. Kino wojenne z epoki Drugiej Wojny Światowej. Pacyfik. Jest monumentalnie, sentymentalnie, patetycznie. Główny bohater, który powodowany zdarzeniem z dzieciństwa (bójka z bratem) wyrzeka się na całe życie przemocy, w obliczu przystąpienia USA do działań wojennych, idzie w ślady brata i wstępuje do armii. Przy czym odmawia noszenia broni, chce zostać sanitariuszem. Wyszydzany i poddany licznym próbom zniechęcenia do wojaczki (tradycyjnie jak w tego typu filmie, najpierw liczne sceny z obozu szkoleniowego), w końcu wygrywa dzięki silnemu charakterowi i wierności wyznawanym zasadom. Dostaje się na front gdzie dokonuje iście nieprawdopodobnego, bohaterskiego wyczynu. Nie kpię absolutnie. Chcę jedynie wykazać, jak schematyczny jest ten obraz. Sprawnie nakręcony lecz nie zaskakujący. Może jedynie tym, że film opowiada historię, która zdarzyła się naprawdę. Tyle, że na sposób typowy dla Hollywood. Na ile opowieść Gibsona jest zbieżna z faktami, ciężko powiedzieć, choć w sieci można trochę znaleźć na ten temat i raczej wszystko się zgadza. Jest też trudne dzieciństwo bohatera. Ojciec - weteran Pierwszej Wojny Światowej, zaglądający do kieliszka. Jednak, gdy nadchodzi dzień próby i trzeba pomóc synowi, po latach zwalcza swoje słabości, czyli wszystko po amerykańsku. Jako film dla młodej publiczności, na pewno się broni, lekcja historii, podstawowe wartości, imponderabilia, itd. Dla widza oczekującego od kina czegoś zaskakującego, świeżego - nic nowego. Wszystko po staremu, Panie Gibson. Wbija za to w fotel cała sekwencja batalistyczna. Kilkadziesiąt minut bitwy o Okinawę. Przypomina się od razu Szeregowiec Ryan Spielberga i pokazane tam lądowanie na normandzkiej plaży. Tu Gibson też daje popis - ile fabryka (snów) pozwala. Technika poszła do przodu przez te lata, więc i wojenna rzeźnia jest jeszcze bardziej namacalna. Sala kinowa zamienia się w pole bitwy. Obejrzeć mimo wszystko można, a dla wielbicieli gatunku chyba pozycja obowiązkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz