Na początku kilka słów wyjaśnienia. O ile filmy recenzuję i oceniam (w większości te, które jako nowości widziałem w kinie) to przy muzyce ograniczę się tylko do polecania tego, co uważam za najlepsze. Bez ocen. Jedziemy. Odsłona pierwsza:
- NON OPUS DEI - DIABEŁ (Polska, 2015)
1. Milk Of Toads
2. In The Angles Of Her Sigil
3. Władca Ropuch
4. Gold – Finding Hen, Kiss – Finding Whore
5. The Other Side Of The Mushroom
6. Pustka Twoja We Mnie
7. Trickster – Shapeshifter
8. Plony
9. Oko Kruka, Głowa Anioła
10. The Tenfold Gift
Zdaniem wielu krytyków muzycznych, ludzi piszących o muzyce, wielbicieli ciężkiego brzmienia istnieje coś takiego jak polski black metal. O ile w przypadku produkcji filmowych nie jesteśmy raczej w stanie konkurować na superprodukcje i wielkie kino z rozmachem o tyle w muzyce, zwłaszcza w szeroko pojętej metalowej, dorównujemy zagranicznym zespołom, często będąc dużo lepszymi, pozostając nierzadko w awangardzie gatunku. Nie mówię tu już o takich ekipach jak Behemoth (niektórzy pewnie zaliczają ich dziś niemal do jakiegoś mainstreamu i to niekoniecznie z etykietą black metal, choć to moim zdaniem bzdura). W polskim blacku jest kilka grup bezwzględnie bardzo ciekawych jak między innymi: Outre, Mgła czy Mord'A'Stigmata i właśnie Non Opus Dei. Tych, których nie wymieniłem nie uważam za gorszych, po prostu miejsca by nie starczyło. Nowa płyta Non Opus Dei - Diabeł jest płytą niezmiernie równą jakościowo, od pierwszego do ostatniego numeru, stylistycznie wybiegającą czasem poza ramy gatunku. Czuć dalej, że to black metal. Tylko po co z drugiej strony jakieś szufladki? Dzielmy, do diabła (ha!), muzykę na dobrą i złą. Jest tu dużo wolniejszych momentów niż w przeciętnych zapewne produkcjach blackowych. Są oczywiście blasty i przyspieszenia, jednak nie jest to totalny armagedon przez cały czas trwania krążka. Jest olbrzymia ilość, gęstych, tłustych klimatycznie, czarnych momentów. Płyta trwa niecałe 36 minut. I wystarczy. Wszystko jest tu na swoim miejscu. Brzmienie jest selektywne. Cała płyta jest koncept albumem treściowo zamkniętym wokół tytułowej postaci. Przy czym jak wspomniał w jednym z wywiadów (dla MUSICK Magazine) Klimorh, lider zespołu, nie chodzi o Szatana, którego wizerunek znamy np. z pism La Veya, tylko o naszego Diabła, z wierzeń ludowych. Już sama okładka, papierowe etui i książeczka z fantastyczną szatą graficzną i zdjęciami wprowadza nas w klimat tej płyty. Ciekawe, że do płyty pod tytułem Diabeł ilustracją jest zdjęcie nagiej kobiety na mokradłach. Nie będę tu zagłębiał się w niuanse techniczne, bo nie jestem muzykiem i zostawiam takie opisy fachowcom. Jako fan ciężkiego grania polecam. Płyta jest zajebista.
Zwiastun albumu:
Non Opus Dei - Milk Of Toads (Mleko ropuch):
- SLAYER - REPENTLESS (USA, 2015)
2. Repentless
3. Take Control
4. Vices
5. Cast the First Stone
6. When the Stillness Comes
7. Chasing Death
8. Implode
9. Piano Wire
10. Atrocity Vendor
11. You Against You
12. Pride in Prejudice
Slayer to nie muzyka, to religia. Ten zespół nie nagrał nigdy płyty, o której można powiedzieć, że jest słaba. Większość to petardy. Są oczywiście płyty nierówne, jak choćby poprzedniczka (World Painted Blood) czy ze starszych: Diabolus in Musica. Jednak na każdej płycie pojawiają się utwory, które stają się klasykami i wchodzą na stałe do repertuaru koncertowego. Na poprzednim albumie bezwzględnie były to Psychopathy in Red czy tytułowy World Painted Blood. Przy najnowszym albumie sprawa ma się podobnie. Jest tytułowy Repentless, absolutny killer. Muszę przyznać, że po pierwszym przesłuchaniu całej płyty poczułem lekkie rozczarowanie. Wiadomo, że drugiego Reign In Blood czy Seasons... nie nagrają (choć kto wie?). Kiedy usłyszałem tytułowy utwór w necie pomyślałem, to będzie znowu wielka płyta. Przy pierwszym kontakcie entuzjazm trochę zgasł. Jednak po kilkukrotnym przesłuchaniu (zwłaszcza w aucie) wchodzi teraz jak nóż w masło. Nie jest to płyta wybitna, na pewno, lecz dam głowę, że słuchacze i fani uważają ją za dużo lepszą od poprzedniej. Nagrywana po poważnych perturbacjach (zniknęły ze składu dwie legendarne i kluczowe postaci: zmarł Hanneman, odszedł Lombardo) stała się kolejnymi narodzinami wielkiego zespołu. Większość z 12 utworów to mięsiste, agresywne trashowe granie, w stylu Slayer. Ze wspaniałą grą na perkusji Paula Bostapha (znów zastąpił Lombardo). Nowy-stary bębniarz sprawdził się ponownie. Lombardo gra może z większym feelingiem, Bostaph jest jak dobrze naoliwiona maszyna. Choć jeden i drugi to tak wysoki poziom, że różnice leżą w jakichś niuansach. Drugim gitarzystą został na stałe Gary Holt, grający dotychczas na koncertach w zamian za chorego Hannemana. Wszystko zażarło jak trzeba. To solidna płyta amerykańskiej legendy. Zapewne jest kilka krążków w dyskografii, których nigdy już nie przeskoczą, ale naprawdę nie ma się czego wstydzić. Kerry King udźwignął presję i sam skomponował 11 numerów. Jeden - Piano Wire - zostawił w spadku Hanneman. Wiadomo, że zmarły muzyk był autorem wielu klasyków tej kapeli. Raining Blood, Angel of Death, War Ensemble, Dead Skin Mask, Seasons in the Abyss, South Of Heaven: to wszystko samodzielne kompozycje Jeffa Hannemana. King jednak dał radę. Przekonajcie się sami, choć zapewne wyznawcy Slayer dawno mają płytę zaliczoną kilkadziesiąt razy. Absolutnie trzeba znać. Polecam wersję wydawniczą z dodatkową płytą, na której wrzucono zapis video z koncertu.
Nie obeszło się i bez kontrowersji, teledysk promujący płytę:
- RIMBAUD - RIMBAUD (Polska, 2015)
1. Armata
2. Potop
3. Matinee d'ivresse
4. Fetes de la faim
5. Enfance
6. Phrases
7. Jesteście fałszywymi murzynami
8. Ja to ktoś inny
Teraz coś zupełnie innego i pewnie nie każdemu się spodoba. Ta płyta ma niesamowity klimat. Mroczny, ciężki, niemal czasem żałobny, innym razem transowy, psychodeliczny. Za projekt, raczej jak się wydaje jednorazowy, odpowiada trzech muzyków. Inspiracją, o czym mówi nazwa przedsięwzięcia, były dokonania literackie Arthura Rimbaud, XIX wiecznego poety. Mikołaj Trzaska - saksofonista i klarnecista (kiedyś Miłość), Michał Jacaszek - autor eksperymentalnej muzyki elektroakustycznej i Tomasz Budzyński - polski wokalista (Armia plus solowe dokonania), malarz i poeta. Jak się spotkali? W materiale Tygodnika Powszechnego jest przytoczona taka wypowiedź Trzaski: - Dzwonił Andrzej Stasiuk – mówi muzyk - wita się i mówi: „Ten
Budzyński to fajny chłop, zakolegujcie się!”. A ja się Andrzeja
słucham, bo on ma taką zasadę, że się z chujami nie zadaje. No więc się
zakolegowaliśmy. Płyty nie da się jakoś jednoznacznie zaliczyć do jakiegoś gatunku. Jest to miejscami trudna muzyka. Nie każdemu się spodoba, ale myślę, że warto spróbować. Można być zaskoczonym, jak za pomocą takiego instrumentarium kreowana jest posępna atmosfera. Myślę, że jak ktoś podejdzie w sposób otwarty do tej muzyki poczuje jej mistyczne tchnienie. Jest na pewno ciekawie i z jednej strony różnorodnie, a z drugiej zaskakująco spójnie. Polecam: dla odważnych.
Rimbaud:
Potop:
- HATE ETERNAL - INFERNUS (USA, 2015)
1. Locust Swarm
2. The Stygian Deep
3. Pathogenic Apathy
4. La Tempestad
5. Infernus
6. The Chosen One
7. Zealot, Crusader of War
8. Order of the Arcane Scripture
9. Chaos Theory
10. O' Majestic Being, Hear My Call
Zespół Erika Rutana zna większość fanów najcięższych brzmień. Były gitarzysta Morbid Angel i producent muzyczny. Facet wie doskonale jak powinien brzmieć rasowy death metal. Nie ma tu kombinowania na siłę. Brak odchyłów od normy. Jest to kolejny kopniak prosto w ucho. Jeżeli ktoś lubi takie dźwięki dostanie solidną porcję nowych kawałków spod ręki Rutana. Świetnie wyprodukowana płyta. Z jednej strony gęsta, osaczająca, z drugiej bardzo selektywnie brzmiąca. Nie ma się co rozpisywać. Nowych kontynentów tu się nie da odkryć. Są dwa numery, które mi bardzo przypadły do gustu od pierwszego przesłuchania (poniżej). I choć wolę na przykład dokonania Immolation czy Cannibal Corpse to z przyjemnością wrócę nie raz do tego krążka. W nagraniu
płyty uczestniczyli basista i perkusista. Wszystkie gitary nagrał sam
Rutan, który również odpowiada za produkcję płyty. Ta płyta jest po prostu jedną z wzorcowych jeśli chcielibyście komuś pokazać czym jest obecnie death metal. Jest szybko z bardzo krótkimi momentami zwolnień (pulsują jednak na ogół i tak bardzo szybko stopy bębniarza), brutalnie i bardzo technicznie.
Tytułowy utwór Infernus:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz