sobota, 10 grudnia 2016

ZWIERZĘTA NOCY / NOCTURNAL ANIMALS



 
Reżyseria: Tom Ford
Scenariusz: Tom Ford
Zdjęcia: Seamus McGarvey
Muzyka: Abel Korzeniowski

Premiera: 18 listopada 2016 r. (Polska), 2 września 2016 (Świat)
Obsada: Amy Adams, Jake Gyllenhaal, Michael Shannon, Aaron Taylor-Johnson, Laura Linney
Produkcja: USA

Czas trwania: 1 godz. 55 min.

Ocena: 8/10


Drugi film Toma Forda, amerykańskiego projektanta mody pracującego najpierw dla domu mody Gucci, następnie dla Yves Saint-Laurenta. Jako reżyser filmowy zadebiutował w 2009 roku filmem Samotny mężczyzna z Colinem Firthem i Julian Moore w rolach głównych. Poruszył wówczas kwestię samotności jaka uderzyła w uniwersyteckiego profesora po stracie kochanka (w roli profesora - Firth, trochę moim zdaniem stylizowany na Saint-Laurenta, być może to tylko kwestia oprawek).
 
Colin Firth / Samotny mężczyzna
Ford napisał wówczas scenariusz i był producentem. Kameralny dramat, wysmakowany estetycznie zyskał uznanie krytyków i widzów. Po siedmiu latach projektant mody (dziś na własne konto) wrócił do kina także przenosząc na ekran swój tekst. Zwierzęta nocy równie dobrze mogłyby mieć tytuł Samotna kobieta. Właścicielka galerii Susan Morrow (Amy Adams) żyjąca w małżeństwie z bogatym biznesmenem dostaje pocztą niepublikowany egzemplarz powieści. Autorem jest pierwszy mąż, Tony Hastings (Jake Gyllenhaal), którego porzuciła kierując się czysto racjonalnymi pobudkami. Strach przed życiem z początkującym pisarzem i zakodowane podświadomie wartości przejęte z domu rodzinnego, najpierw wypierane, potem pod wpływem tzw. prozy (nomen omen) życia biorą w końcu górę nad uczuciem. Uczuciem, które wraca podczas lektury czytanej powieści. Sprezentowana książka okazuje się brutalną opowieścią o rodzinie, która zostaje napadnięta przez bandę zwyrodnialców na pustkowiach Teksasu. Pisarz metaforycznie dokonuje aktu zemsty. Film rozgrywa się na trzech płaszczyznach. W teraźniejszości, gdzie w zasadzie występuje tylko główna bohaterka i jej obecny mąż. Widzimy obrazy z czytanej przez Susan książki, co stanowi zasadniczą najbardziej obszerną część filmu. Plus retrospekcje, w których widzimy m.in zdarzenia z wspólnego życia Susan i Tonego, oraz mocno zarysowaną postać matki protagonistki (genialna, demoniczna niemal Laura Linney), wypowiadającej prorocze słowa : - Każda kobieta w końcu staje się kopią swojej matki. 
 
Laura Linney
 
Więcej szczegółów nie zdradzę. To film o złych wyborach, ich konsekwencjach kładących się cieniem na całym życiu. O tym jak zabójcza może być nuda dla związku i o tym, że za wszystko przyjdzie pora zapłacić. Mieszanka dobrego, niełzawego melodramatu i ostrego thrillera. Lekka krytyka blichtru i dominacji świata materialnego nad duchowym. Tom Ford jest wszak częścią świata, który czerpie profity z życia, projektuje dla bogatych samemu należąc od dawna do tej grupy. Potrafił się zdobyć tutaj na spojrzenie z dystansu. Na ile świadomie wypełnił taką treścią swój obraz? Czy to tylko jeden z elementów spinający po prostu od strony psychologicznej scenariusz, nie wynikający wcale z głębszych przemyśleń autora? Nie mnie oceniać. Wyszło naprawdę nieźle. Pomijając będącą w świetnej formie Amy Adams (super występ również w tegorocznym Nowym początku) i nie schodzącego nigdy poniżej wysokiego poziomu Gyllenhaala, mamy tu genialne role drugoplanowe. Oprócz wyżej wspomnianej Linney jest także bardzo naturalny, mocno zaznaczający swoją obecność Michael Shannon (szeryf z filmowej powieści) oraz wyrazisty lecz nieprzerysowany Aaron Taylor-Johnson w roli psychopaty. Zaznaczę jeszcze, że Ford porusza się tutaj sprawnie w kilku gatunkach i w różnych stylizacjach. Wysublimowana, stonowana w nastroju część dziejąca się w teraźniejszości i brudna, dzika, podszyta niepewnością atmosfera powieściowej części filmu. Wszystko to zilustrowane niezłą muzyką polskiego kompozytora - Abla Korzeniowskiego, któremu być może ten film otworzy szerzej wrota Hollywood. Opowieść warta zobaczenia, niejeden znajdzie tam coś z siebie. A! Nie da się zapomnieć również otwierającej sceny filmu pokazującej starsze, otyłe kobiety tańczące nago w zwolnionym tempie niczym striptizerki. Są częścią performansu mającego miejsce w galerii Susan. To co jest uważane za piękne i estetyczne jest wynikiem manipulacji? 
 
Zwiastun:
 

piątek, 9 grudnia 2016

NOWY POCZĄTEK / ARRIVAL




Reżyseria: Denis Villeneuve
Scenariusz: Eric Heisserer
Zdjęcia: Bradford Young
Muzyka: Jóhann Jóhannsson

Premiera: 11 listopada 2016 r. (Polska), 4 września 2016 (Świat)
Obsada: Amy Adams, Jeremy Renner, Forest Whitaker
Produkcja: USA

Czas trwania: 1 godz. 56 min.

Ocena: 6/10


To mógł być dużo lepszy film. Inaczej: gdyby nie zakończenie i niektóre oklepane rozwiązania, tak typowe dla amerykańskiej kinematografii, to byłby dużo lepszy film. Oceniając obraz Denisa Villeneuve'a na kolejnych poziomach tj. zdjęcia, muzyka, gra aktorska i stworzony dzięki temu rewelacyjny klimat, ciężko do czegokolwiek się przyczepić. Także fabuła (pomijając zakończenie) nosiła w sobie duży potencjał. Niby jest to film science-fiction, lecz bez spektakularnych efektów specjalnych, co akurat zapisuję na plus. Często dzieje się tak, że z braku treści uwagę widza odwraca się fajerwerkami. Nie jest to mój ulubiony gatunek filmowy, lecz nie zapominam, że wydał on z siebie takie arcydzieła jak choćby: 2001: Odyseja kosmiczna czy Blade Runner. Spora liczba recenzentów pisze peany na cześć nowego obrazu Villeneuve'a. Uważam, że zrobił lepsze filmy wcześniej (Sicario, Labirynt). Nowy początek nie jest tragiczny, żeby nie było, że nic mi się nie podobało. Wcale również nie uważam, że potencjał, o którym wspomniałem wcześniej został zmarnowany. Film jest w pierwszej części raczej mroczny i dość pesymistyczny. Muzyka stworzona przez islandzkiego kompozytora potęguje posępny wydźwięk filmu. Teraz trochę o fabule. W kilku miejscach na świecie (m.in. USA, Chiny, Francja, Rosja) zawisły nad ziemią potężne statki kosmiczne. Nikt nie wie w jakim celu obcy pojawili się nad naszą planetą. Brak możliwości porozumienia z kosmitami powoduje, że do głównej bohaterki, lingwistki (Amy Adams) zgłaszają się służby specjalne z prośbą o podjęcie próby nawiązania kontaktu z przybyszami. Film można nazwać kameralnym. Zamiast widowiskowych scen, wybuchów, walki, mamy tu ukazany mechanizm strachu przed obcym, przed nieznanym. Czy w obliczu globalnego zagrożenia będziemy się w stanie zjednoczyć? Ukazuje  problemy z porozumieniem nie tylko z kosmitami, ale również pomiędzy ludźmi. Jaką barierę nakłada na nas język? Poruszona zostaje również kwestia czasu jako kolejnego wymiaru. Na to wszystko w retrospekcjach nałożona jest osobista tragedia głównej bohaterki (Amy Adams bije tutaj aktorsko na głowę wszystkich partnerów, nawet solidnego jak zawsze Whitakera). Villeneuve nakręcił melancholijny w sumie film, w którym postawił kilka pytań. Nie jest to wydmuszka. Zatem pomimo kręcenia nosem na początku i tak polecam. Warto.


czwartek, 8 grudnia 2016

SŁUŻĄCA / Ah-ga-ssi




Reżyseria: Park Chan-wook
Scenariusz: Jeong Seo-Gyeong, Park Chan-wook
Zdjęcia: Chung Chung-hoon
Muzyka: Jo Yeong-wook

Premiera: 04 listopada 2016 r. (Polska), 16 maja 2016 (Świat)
Obsada: Kim Min-hie, Kim Tae-ri, Ha Jung-woo, Jo Jin-woong, Kim Hae-suk, Moon So-ri, Lee Dong-hwi
Produkcja: Korea Południowa

Czas trwania: 2 godz. 24 min.

Ocena: 8/10


Quentin Tarantino po obejrzeniu filmu Park Chan-wooka Oldboy miał podobno powiedzieć, że to bardziej tarantinowski film niż wszystkie, które sam do tamtego czasu zrobił. Oglądając Służącą kilka razy pomyślałem o cytowanym amerykańskim reżyserze. Zastrzec trzeba, że nie miałem poczucia plagiatu, kopiowania czy nawet cytowania. Natomiast atmosfera, sposób narracji, tematyka zmuszały do porównań. Trylogia zemsty (Pan Zemsta 2002, Oldboy 2003, Pani Zemsta 2005) Chan-wooka nasuwała na pewno skojarzenia z motywami krwawego odwetu jakich w filmach Tarantino nie brakuje (choćby Kill Bill gdzie czerpano z kolei pełnymi garściami z kina azjatyckiego). Dziś ciężko w popularnych gatunkach filmowych o oryginalność. Pozostaje postmodernistyczna zabawa w cytaty, mieszanie gatunków i wymyślanie coraz bardziej skomplikowanych historii. 
Park Chan-wookowi utkanie mocno zakręconej fabuły w Służącej wyszło bardzo dobrze. Jest kilka zwrotów akcji o 180 stopni, mylenie tropów, postaci okazują się często zupełnie kimś innym niż myśleliśmy. Nie da się w zasadzie opisać fabuły tego filmu na potrzeby recenzji, żeby nie zepsuć zabawy przyszłym widzom. Akcja osadzona jest w latach trzydziestych XX wieku w Korei. Oszust angażuje do swojej roboty dziewczynę. Chce rozkochać w sobie młodą Japonkę, mieszkającą z wujem, a potem przejąć ich majątek. Dziewczyna ma za zadanie zatrudnić się jako służąca i pomóc mu w tym zadaniu. Wychodzi z tego trójkąt miłosny, z wujem o nietypowych upodobaniach w tle. Więcej zdradzać nie można. Mamy tu film kostiumowy z dużą dbałością o detale. Ponadto kino erotyczne, zmysłowe, nie wulgarne, choć perwersji nie brakuje. Świat dominacji mężczyzn i podjęta przez kobiety próba wyzwolenia. Czy udana, to już sami sprawdźcie. Znów pojawia się ulubiony chyba wątek Chan-wooka - zemsta. To wszystko sfilmowane w starym stylu, bardzo plastycznie. Nie jest to nowoczesny teledysk. To wolno prowadzona opowieść z zaznaczonymi rozdziałami. Każda część przynosi zaskoczenie. Nie ma tu niepotrzebnych dłużyzn, wszystko jest zaplanowane, buduje mroczny nastrój obrazu. Wspólna z Tarantino narracja, to jest bardzo delikatnie przymrużone oko, ale bez zmiany w tandetny komiks. Wszystko przyprawione jest idealnie. Wyszedł przewrotny thriller. Polecam.

Zwiastun:

 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

PRZEŁĘCZ OCALONYCH / HACKSAW RIDGE





Reżyseria: Mel Gibson
Scenariusz: Robert Schenkkan, Andrew Knight
Zdjęcia: Simon Duggan
Muzyka: Rupert Gregson-Williams

Premiera: 04 listopada 2016 r.
Obsada: Andrew Garfield, Sam Worthington, Luke Bracey, Teresa Palmer, Hugo Weaving, Vince Vaughn
Produkcja: Polska

Czas trwania: 2 godz. 11 min.

Ocena: 5/10


Po dziesięciu latach Mel Gibson znów reżyseruje. Kino wojenne z epoki Drugiej Wojny Światowej. Pacyfik. Jest monumentalnie, sentymentalnie, patetycznie. Główny bohater, który powodowany zdarzeniem z dzieciństwa (bójka z bratem) wyrzeka się na całe życie przemocy, w obliczu przystąpienia USA do działań wojennych, idzie w ślady brata i wstępuje do armii. Przy czym odmawia noszenia broni, chce zostać sanitariuszem. Wyszydzany i poddany licznym próbom zniechęcenia do wojaczki (tradycyjnie jak w tego typu filmie, najpierw liczne sceny z obozu szkoleniowego), w końcu wygrywa dzięki silnemu charakterowi i wierności wyznawanym zasadom. Dostaje się na front gdzie dokonuje iście nieprawdopodobnego, bohaterskiego wyczynu. Nie kpię absolutnie. Chcę jedynie wykazać, jak schematyczny jest ten obraz. Sprawnie nakręcony lecz nie zaskakujący. Może jedynie tym, że film opowiada historię, która zdarzyła się naprawdę. Tyle, że na sposób typowy dla Hollywood. Na ile opowieść Gibsona jest zbieżna z faktami, ciężko powiedzieć, choć w sieci można trochę  znaleźć na ten temat i raczej wszystko się zgadza. Jest też trudne dzieciństwo bohatera. Ojciec - weteran Pierwszej Wojny Światowej, zaglądający do kieliszka. Jednak, gdy nadchodzi dzień próby i trzeba pomóc synowi, po latach zwalcza swoje słabości, czyli wszystko po amerykańsku. Jako film dla młodej publiczności, na pewno się broni, lekcja historii, podstawowe wartości, imponderabilia, itd. Dla widza oczekującego od kina czegoś zaskakującego, świeżego - nic nowego. Wszystko po staremu, Panie Gibson. Wbija za to w fotel cała sekwencja batalistyczna. Kilkadziesiąt minut bitwy o Okinawę. Przypomina się od razu Szeregowiec Ryan Spielberga i pokazane tam lądowanie na normandzkiej plaży. Tu Gibson też daje popis - ile fabryka (snów) pozwala. Technika poszła do przodu przez te lata, więc i wojenna rzeźnia jest jeszcze bardziej namacalna. Sala kinowa zamienia się w pole bitwy. Obejrzeć mimo wszystko można, a dla wielbicieli gatunku chyba pozycja obowiązkowa.